Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


28 III 1914 urodził Bohumil Hrabal

28 III 1914 urodził Bohumil Hrabal

Nie za tłumaczenia na 25 języków, nie za obraz Pragi, nie za pochwały piwa, czy nawet nie za obraz zwykłych – niezwykłych ludzi, którzy stali się bohaterami jego książek, chcemy dzisiaj pamiętać Hrabala, ale za ten rozpoznawalny rytm jego prozy i za pochwałę czytania książek, za te słowa, które oddają, jak żadne inne atmosferę lektury, intymnej i świętej niemal czynności:

„Bo ja, gdy się zaczytam, jestem całkiem gdzie indziej,”,” niosę książki, po których się spodziewam, że wieczorem dowiem się z nich o samym sobie czegoś, czego jeszcze nie wiem” –

wszystkim czytelnikom te słowa o książkach muszą brzmieć znajomo i pomagają im wyrazić własne odczucia, i własne doświadczenia związane z czytaniem książek.

A może słowa te robią takie wrażenie, bo opowiadają o doświadczeniu rzadko już dzisiaj dostępnym? Inny piewca samotnej lektury tak pisze o dzisiejszym świecie książek:

„Niegdyś czytali. Mówili: „To mi coś wyjaśnia”. Albo:”To mnie wzrusza””.

Wróćmy więc na chwile do świata lektury bohatera „Zbyt głośnej  samotności”. Czytając te słowa, każdy zmierzy sam, jaka odległość dzieli go od podobnego doświadczenia, czy takie doświadczenie jest jeszcze realnością, możliwością, czy już tylko fantazją, wspomnieniem, nostalgią:

„Hantio, gdzie jesteś? Na Boga, nie wgapiaj się w książki, tylko zasuwaj! Podwórze zasypane, a ty tam na dole śnisz sobie i cymbalisz się do kwadratu! Ja zaś kulę się u podnóża góry papieru jak Adam w krzakach, z książką w palcach otwieram zalęknione oczy na inny świat niż ten, w którym akurat przebywałem, bo ja, gdy się zaczytam, jestem całkiem gdzie indziej, jestem w tekście, samego mnie to dziwi i muszę z poczuciem winy przyznać, że naprawdę znajdowałem się we śnie, w świecie piękniejszym, żę byłem w samym sercu prawdy. Codziennie z dziesięć razy zdumiewa, że mogłeem sam od siebie tak się oddalić. Taki wyobcowany i wyodrębniony wracam również z roboty, cicho i pogrążony w głębokiej medytacji wędruję ulicami, mijam tramwaje i samochody, i przechodniów, w obłoku książek, które dzisiaj znalazłem i niosę w teczce do domu, tak oto zatopiony w marzeniach, przechodzę na zielonym świetle, nawet o tym nie wiedząc, nie wpadam na słupy latarń ani na ludzi, tylko idę i cuchnę piwem i brudem, lecz uśmiecham się, bo w teczce niosę książki, po których się spodziewam, że wieczorem dowiem się z nich o samym sobie czegoś, czego jeszcze nie wiem. Idę tak gwarnymi ulicami, nigdy nie na czerwonym, umiem chodzić w podświadomej nieświadomości i w półśnie, inspirowany bodźcem podprogowym, każda paczka, którą tego dnia sprasowałem, dobrzmiewa we mnie cichutko i spokojnie, i czuję wprost fizycznie, że ja też jestem sprasowaną paczką książek, że we mnie również tli się mały kontrolny płomyczek termy, ten mały kontrolny ogieniek gazowego piecyka, maleńka wieczna lampka, którą co dzień podsycam olejem myśli wyczytanych przeze mnie w pracy wbrew własnej woli z książek, które teraz niosę w teczce do domu. Tak oto wracam niczym płonący dom, niczym płonąca stajnia, światło życia wychodzi z ognia, a znów ogień ze śmierci drewna…”

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech