Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


11 X 1967 zmarła Halina Poświatowska

11 X 1967 zmarła Halina Poświatowska

Szukając słów podsumowujących życie poetki, można posłużyć się Faulknerem:
„Miłość i cierpienie to jedno i to samo, a wartość miłości mierzy się sumą, jaką trzeba za nią zapłacić, i zawsze, jeśli to wypada zbyt tanio, musi znaczyć, że człowiek oszukuje sam siebie”.

Dla Haliny Poświatowskiej tanio nie wchodziło w rachubę; gotowa była płacić najwyższą cenę za miłość – cenę życia. Widziała, że każdy gwałtowny skok serca spowodowany uniesieniem, entuzjazmem przybliża ją, (nieuleczalnie chorą), do śmierci, ale ani nie umiała inaczej, ani inaczej nie chciała. Miłość, którą zapisała w wierszach, nie była tylko miłością do mężczyzn, jak chce się płytko czasem jej poezję czytać, to była miłość do życia w ogóle.
Pisała: „właśnie kocham”, i ten czas teraźniejszy jest w jej poezji najważniejszy. „Właśnie”, czyli teraz, w tym momencie, w tym kruchym, krótkim życiu, ciągle, stale, bo kochanie to treść mojego życia.

W jej poezji, co łatwo sprawdzić, bo dostępny jest w księgarniach tom „Wszystkie wiersze”, ożywają stare, wytarte symbole miłości; płomień, ogień, utożsamienie miłości ze śmiercią (komu nie przypomina się tu ten czwórwiersz Lechonia: Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną?/Powiem ci: śmierć i miłość, obydwie zarówno/. Jednej się oczu czarnych, drugiej, modrych boję,/Te dwie są moje miłości, te dwie śmierci są moje/.), obrazy żywiołów. Ale na te zgrane, jakby się wydawało, symbole patrzymy, jakby nie miały za sobą dziesiątek przebrań charakterystycznych dla epok, w których z nich korzystano pełnymi garściami, rozsypywano w wierszach nawet zbyt hojnie i rozrzutnie, jakby narodziły się dopiero teraz w wierszach autorki „Jestem Julią” .
Co sprawia, ze tak się dzieje? Siła wyznania, jego bezpośredniość, bliski codziennemu doświadczeniu rozmowy, listu, wyznania, żalu język? Trudno powiedzieć; płyną lata, a Poświatowską wciąż się czyta. Nie o każdym klasyku poezji miłosnej można tak przecież powiedzieć. Taki Petrarka, przykład pierwszy z brzegu, ze swoimi sonetami do Laury przy tych wierszach wydaje się nieznośnie sztuczny; spokój marmuru przy rzece ognia.

Bo w poezji Poświatowskiej życie i miłość to ogień. Kto kocha życie, musi ten płomień podsycać, kto chce życia unikać, powinien, jak radzą mistyczne szkoły wschodnie, knot przyciąć. Wiedział o tym Budda i jego słowa o pożarze świata dotarły do nas w tzw. „Kazaniu o ogniu": „Wszystka rzecz, kapłani, ogniem się pali”.
Ale Poświatowska zadatków na buddystke nie miała, kochała ogień życia i jej poezja jest wielką partyturą napisaną ku czci tego ognia.

A patron tej poezji?
Heraklit – jeden z czcicieli rzeczy pierwszych, podstawowych, piewca ognia.

„Heraklicie – przyjacielu, nauczyłeś mnie kochać ogień i
umierać w każdej chwili.
Odkąd ujrzałam twoje pisma -- a trawił je ogień, ten sam,
który otwiera wnętrza zalakowanych kopert i pochłania miasta,
wiedziałam, ze jesteś jedynym prorokiem. Zwiastowałeś mi
ogień, jak w innej mitologii anioł zwiastuje Marii ból. Prze-
poiła moje ciało wiara świetlista i oto służebnicą twoją
jestem, moim ciałem i moją myślą karmiąc istnienie twoje.
Spalam się, Heraklicie, dzień po dniu i myśl po myśli.
Płonę.”

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech