Jest 4 lipca 1862 roku. Dzień jest ciepły i wyrazisty w promieniach słońca. Niejaki Charles Lutwidge Dodgson, wykładowca matematyki i logiki w Oxfordzie, wyrusza na przejażdżkę łódką po Tamizie. Na pokładzie towarzyszy mu jego przyjaciel Robinson Duckworth oraz trzy dziewczynki, które są córkami dziekana Christ Church, w którym Dodgson jest zatrudniony: Lorina, Alice i Edith Liddell. Dziewczynki jednocześnie są modelkami Dodgsona, który był też fotografem. I kiedy tak łód? leniwie toczyła się po rzece, Dodgson opowiedział dziewczynkom, pełną niesamowitych, wręcz absurdalnych wydarzeń, bajkę. Wysłuchawszy opowieści do końca, Alice Liddell poprosiła o spisanie tej historii.
Książka ukazała się w 1865 r., ozdobiona została rysunkami Johna Tenniela - jednego z bardziej znanych karykaturzystów ery wiktoriańskiej. Nazwisko autora natomiast zostało zastąpione pseudonimem - Lewis Carroll. Tak właśnie powstała "Alicja w Krainie Czarów ".
Mamy 2010 rok, od wielu miesięcy, kiedy to pojawiły się pierwsze informacje, rzesze fanów niecierpliwie oczekują nowego filmu, jednego z najbardziej ekstrawaganckich reżyserów amerykańskich - Tima Burtona. Lecz to nie tylko przez wzgląd na samego reżysera, na ten film oczekuje się z lekkim rozdrażnieniem wywołanym ociągającym się czasem, ale przez to, że jest on adaptacją wspomnianej powyżej opowieści. "Alicja w krainie czarów" na srebrnym ekranie zadebiutuje już 5 marca. Scenarzystka jednak wprowadziła trochę zmian do oryginalnej historii, takich jak wiek głównej bohaterki, która z literackiej małej dziewczynki, w filmie jest dziewiętnastoletnią młodą dziewczyną, którą rodzicą zmuszają do ślubu z starym lordem...
