Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


Bruce Chatwin

Bruce Chatwin „O Patagonii nie da się wiele powiedzieć, nikt nie jedzie tam słuchać szumu wiatru w kolczastych drzewach tylko dlatego, że lubi opowiadać historie, nie wiadomo zresztą jakie…”, pisze w książce „Inne morze” Claudio Magris, ale jednak znalazł się ktoś, kto do Patagonii pojechał, w Patagonii znalazł mnóstwo historii, i w dodatku opowiedział je wszystkie w taki sposób, że krytycy, jego debiutancką książkę określili jednym słowem; „arcydzieło”. Mowa o książce Bruca Chatwina „W Patagonii”.

Co dało impuls do podróży? Kawałek skóry mylodonta – przedpotopowego stwora - znaleziony w starym rodzinnym kredensie, i związana z nim patagońska rodzinna opowieść. Ale ta skóra to bardziej ziarenko piasku, wokół którego ukształtowała się perła opowieści Chatwina, niż prawdziwy powód, bo tym jest uświadomiony sobie przez pracownika znanego domu aukcyjnego gen podróży, więcej – gen nomadyzmu.

Puste patagońskie przestrzenie okazały się prawdziwą kopalnią nie tyle kości dawnych stworów ile opowieści o ludziach. Czesław Miłosz napisał pod koniec życia w „Piesku przydrożnym„, że gdyby dane mu było raz jeszcze rozpoczynać pisarską drogę – poświęciłby się tylko jednemu rodzajowi twórczości - opiewaniu ludzkich losów. Chatwin od tego rozpoczął; „W Patagonii” to prawdziwy kalejdoskop ludzkich losów, „Wicekról Quidah” to pieśń o pojedynczym losie, ale brzmiąca nutami zapisanymi w taki sposób, że i mieszkaniec europejskiego miasta przejrzy się w tym karaibskim losie, jak w zwierciadle, zaś zbiór esejów „Co ja tu robię”, to znów wędrówka śladami osób -  Andre Malroux, Nadieżdy Mandelsztam, Madelaine Vionnet, Indiry Gandhi, i miejsc: peruwiańska pampa, wyspa Chiloe, tybetańska gompa.

W Patagonii Chatwin wędruje ścieżkami losów; Niemiec, Rosjanka, Amerykanie (Butch Cassidy, Sundance Kid), Żydzi, Mormoni, Szkoci, Afrykanerzy, Litwin, Włosi, rosyjscy rewolucjoniści, jest i Kastylijczyk, a z pewnością nie wymieniliśmy wszystkich. To prawdziwe panopticum losów ludzkich, opowieści z nich wynikających, raj osobliwości. Żaden dom aukcyjny nie jest w stanie dostarczyć takich atrakcji, tylu licznych podniet, ile samo życie oferujące tylko autentyki (Chatwin w sowim „pierwszym życiu” pracownika domu aukcyjnego zasłynął umiejętnością rozpoznawania falsyfikatów). Żadnej podróby, żadnego falsyfikatu, wystarczy mieć tylko otwarte oczy i uszy, i widzieć, i słyszeć i….zamienić to potem w opowieść. Co człowiek, to los – rodzi się więc sznur opowieści o ludziach, których coś wygania w świat, coś ich po tym świecie gna, coś niesie ich do Patagonii (ów gen nomadyzmu?). Nie ma w tej książce pytania o sens – ani sen losu, ani sen opowieści, a przecież wszystko to jest fascynujące, wciągające, na swój sposób – piękne.

Czasem szlak podróży bohaterów (i autora książki) wykreśla idea: rozdział o Darwinie, czasem ślad intrygującej historii – tak dzieje się kiedy Chatwin natrafia na historię słynnych Butcha Cassidy i Sunadce’a Kida, kiedy indziej rzecz, przedmiot, a czasem nawet roślina; „Podróżowała przez siedem lat i miała nadzieję robić to do końca życia. Jej towarzyszami stały się kwietne krzewy. Wiedziała, kiedy i gdzie zakwitną (…) widziała południowoafrykański weld, płonący kwiatami, lilie i lasy drzew truskawkowych w Oregonie; bory sosnowe w Kolumbii Brytyjskiej, i cudowną nieskrzyżowaną florę zachodniej Australii, odciętą od świata pustynia i morzem (…) widziała wiśnie i ogrody zen w Kioto i barwy jesieni na Hokkaido…”

Czego ci wszyscy ludzie szukali w Patagonii? Niektórzy tego, o czym czytamy w rozdziale o Darwinie; „wędrując po pustyni, człowiek odnajduje w sobie pierwotny spokój (znany także najbardziej prymitywnym dzikusom), będący prawdopodobnie tym samym co pokój Boży„, inni zwyczajnego spokoju – schronienia przed prawem, jeszcze inni zarobku, byli i tacy, którzy szukali szczęścia, jeszcze inni urzeczywistnienia w tym miejscu idei, której nie udało się urzeczywistnić gdzie indziej. Każdy z bohaterów opowieści Chatwina na pampę „przywiózł co miał najlepszego”, w sensie - najbardziej swojego – siebie, swój świat.
Chatwin także. I w książce, która jest owocem patagońskiej podróży podarował nam fragment swojego widzenia świata.

Niezwykła opowieść, niesamowity opowiadający; trudno oprzeć się wrażeniu, że jego patrzenie na ludzkie losy jest tym samym spojrzeniem, które dostrzegł u pewnej Indianki i odnotował tak; ”patrzyła ona na ludzi tak, jakby byli obłąkani”.

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech