Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


Sylvia i Ted

Sylvia i Ted Jest coś nostalgicznego w tym najkrótszym miesiącu jakim jest luty. Umyka on nam tak szybko, że zgrabnie pasują do niego strofy z wiersza Sylvii Plath „Godziny nad ranem”,

Pusta, rozbrzmiewam echem za każdym krokiem, Jak muzeum bez posągów o wspaniałych filarach, portykach, rotundach.

Może dlatego że niedługo są Walentynki, napiszmy kilka słów o parze poetów, których pierwsze spotkanie miało miejsce właśnie w miesiącu lutym. Sylvia Plath jest teraz jedną z najpoczytniejszych poetek amerykańskich. Bożyszczem feministek. Ale nie tylko jej twórczość literacka – niewątpliwie wybitna – budzi do dzisiaj tak żywe zainteresowanie jej osobą, lecz również jej życie prywatne. Jej mężem, był poeta Ted Hughes, razem obecnie należą do grona najwybitniejszych poetów XX wieku i jednocześnie są parą, która stała się wręcz żywym mitem dla współczesnych, mitem naznaczonym tragizmem ich związku, zakończonego samobójstwem Plath.

Mimo wielu różnic jakie ich powinny od siebie skutecznie oddzielić (jakie ostatecznie to uczyniły) ich spotkanie było – można powiedzieć mając ten przywilej narzucania arbitralnych interpretacji przeszłym wydarzeniom – nieuniknione. Spotkali się po raz pierwszy na przyjęciu w Cambridge; ona dzięki stypendium Fulbrighta studiowała tam anglistykę, on był absolwentem tej uczelni mającym swój debiut poetycki za sobą.

Tak opisała w swoim dzienniku poetka pierwsze spotkanie z Tedem Hughesem, wpis datowany na 26 lutego 1956 roku :

"Znów zaczęłam wrzeszczeć o jego wierszach, cytować (...) On potężny, odkrzykiwał" – kiedy następnie wyszli do drugiego pokoju, pozwolimy sobie w tym miejscu na małe wtrącenie narratora, i dalej rozmawiali, w pewnej chwili

"Bez ceregieli pocałował mnie w usta i zerwał z włosów opaskę (...) porwał też ulubione srebrne klipsy; ha! Zatrzymam je, warknął. A kiedy mnie całował w szyję, z całych sił ugryzłam go w policzek, tak, że, gdy wychodziłam, krew płynęła mu po twarzy. A ja bezgłośnie wrzeszczałam, myśląc: Och, oddać ci się po dzikiej walce".

Dodać można, że Ted na pamiętnym przyjęciu był w towarzystwie swojej ówczesnej narzeczonej, jednak to nie przeszkodziło, aby niedługo potem wydarzenia nabrały rumieńców. Jak  wspominała poetka: modliłam się o spotkanie z Tedem. Nie wiedziałam, jak to zaaranżować. Do spotkania doszło 13 marca, kiedy Sylvia wyruszyła z Cambridge na wakacje do Francji. Zatrzymała się wtedy na noc przy Rugby Street, gdzie z kolegami mieszkał Ted. Kiedy następnego dnia przybyła do Paryża odnotowała  w swoim dzienniku zadrapania na szyi, będące efektem nocy spędzonej z Hughesem. Po miesiącu Sylvia, wracając z Francji, znów nocowała przy Rugby Street. W kwietniu Sylvia napisała w swoim dzienniku

"Poznałam najsilniejszego mężczyznę świata, absolwenta Cambridge, wspaniałego poetę. Jest to wielki, zwalisty, zdrowy Adam o głosie podobnym do grzmotu bogów. Jest taki zdrowy, taki silny... Wie wszystko o zachowaniach zwierząt i prowadzi mnie między krowy i dudki".

Póki co, zamiast dudków Ted dnia 16 czerwca (pamiętna data dla innej pary ze świata literatury, jak i dla samej literatury; wydarzenia z Ulissesa Jamesa Joyce’a trwają podczas jednego dnia właśnie 16 czerwca, w ten sposób Joyce upamiętnił na kartach swojego dzieła datę pierwszej randki z swoja przyszłą żoną, ale wracając do Sylvii Plath) 1956 roku o godzinie 13.30 Ted poprowadził Sylvię w kościele św. Jerzego Męczennika do ołtarza.

Ich burzliwe małżeństwo trwało siedem lat (każdemu zainteresowanemu polecamy lekturę dwóch książek „Sylvia Plath i Ted Hughes ” Eriki Wagner oraz  „Jej mąż. Ted Hughes i Sylvia Plath ” Middlebrook Diane). Naznaczone z jednej strony wzajemną miłością do poezji, wzajemną twórczą inspiracją, miłością i fascynacją do siebie, do dwójki własnych dzieci, a z drugiej strony depresją, zdradą, niezrozumieniem, kłótniami które przerodziły się w bójki (Tak dostałam w gębę, że ujrzałam gwiazdy – zapisała pewnego dnia Sylvia) i wreszcie śmiercią poetki.

Po śmierci żony Ted Hughes konsekwentnie odmawiał publicznych wypowiedzi na temat prywatnego życia. Milczał zarówno na temat związku z Plath, jak i romansu z Assi Wevill, dla której ją porzucił (a która w 1969 roku także popełniła samobójstwo, w identyczny sposób jak Sylvia).

 Zaskoczeniem stała się więc publikacja "Listów urodzinowych" Teda Hughesa. W tym poetyckim tomie kilka miesięcy przed śmiercią podjął intymny dialog z nieżyjącą żoną. To bardzo osobiste wyznanie poety, pokazuje jak bardzo oboje wzajemnie zaważyli na swoim życiu oraz twórczości.

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech