Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Koszystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane na Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
Zamknij

Arsenał


14 XI 1907 urodziła się Astrid Lindgren

14 XI 1907 urodziła się Astrid Lindgren

„Dzieci  z Bullerbyn” zostały, w ogłoszonym przez Instytut Książki plebiscycie, najpopularniejszą książką Polaków. Książką, która nas „wychowała”.
Cóż takiego jest w tej napisanej dla dzieci w 1947 roku książce, że zjednała sobie tyle pokoleń czytelników na całym świecie?. Dziecięce przygody w małej, składającej się z kilku osad, wiosce na północy Europy - przecież to mógł opisać każdy i wszędzie, ale, wiemy to na pewno, nie każdemu i nie wszędzie udało by i uda się napisać historię o szczęśliwym dzieciństwie w taki sposób jak to udało się to Astrid Lindgren.

Dzieciństwo w „Dzieciach z Bullerbyn” Astrid Lindgren, opisała tak, że wyszedł z tego magiczny złoty wiek każdego ludzkiego istnienia, wiek, w którym, czas stoi w miejscu, śmierć jest łagodnym zaśnięciem gdzieś na odległym horyzoncie myśli i uczuć, śpi się w stogu siana, wierzy się w ukryty na małej wyspie skarb, udaje się w nocy wodnika, do szkoły maszeruje się kilka kilometrów i wraca się ze szkoły, pokazując język, w jedynym sklepie w okolicy robi się zakupy, czekając, aż się zostanie obdarowanym ślazowym cukierkiem, łowi się raki i zasypia się w lesie, słuchając dziwnego i tajemniczego szumu drzew, zaśmiewa się do rozpuku z widoku jeżdżących na sankach tatusiów, sprzedaje się przy rzadko uczęszczanej drodze wiśnie, skacze się z wysokiego stogu siana, aż ziemia dudni, żartuje się z nauczycieli i śmieje się wraz z nimi z udanego żartu, słucha się dziadkowych wspomnień z odległej epoki, żyje się życiem bez marzeń o życiu, życiem szczęśliwym, pełnym, prostym i pięknym, jak szczęśliwe, i proste, i piękne potrafi być dziecięce życie.

Może jest tak, że warunki współczesnego życia oddaliły ludzi od możliwości przebywania w takim śnie, oddalają z każda kolejną dekadą coraz mocniej, i ten sen, który nadal można przeżywać dzięki książce Astrid Lindgren staje się jeszcze żywszy, bo nasycony nie tylko wspomnieniem własnego dzieciństwa, ale i niemożliwym do spełnienia pragnieniem uczestniczenia w takim dzieciństwie.
Czują to chyba świetnie dzieci, najlepiej czują to zachwycone lekturą książki dzieci, którym żadna kolonia, obóz i wczasy na kolorowej, czy koralowej wyspie i pobyty w bajeczny Disneylandzie nie zastąpią takiego zwykłego, sielskiego, szczęśliwego Bullerbyn.

Dzieciom podoba się Bullerbyn, dzieci lubią chronić się przed światem w Bullerbyn, choć nie ma tu żadnej magii, owszem, w świecie bohaterów innej książki Astrid, Pippi Pończoszarki, nie działają prawa grawitacji i Pippi może unosić się na rowerze w powietrzu, podnosić konia i lekceważyć na oczach zdumionych przyjaciół przypisane śmiertelnikom ograniczenia, ale tu w Bullerbyn, wszystko jest jak najbardziej zwykłe, normalne; słońce wschodzi i zachodzi bez żadnych magicznych formuł, wioską jest najzwyklejszą w świecie wioską, a jedyną rzeczą, która odróżnia ją od innych wiosek, jest to, że położona jest bardzo wysoko, tak wysoko, że, jak mówił jeden z bohaterów książki, kilkunastoletni Lasse, „gdyby leżało trochę wyżej, to można by strącać gwiazdy zwykłymi grabiami”.

Proste, szczęśliwe dziecięce życie potrafi wprawić w euforię. Astrid Lindgren ofiarowała dzieciom skondensowaną dawkę radości, stworzyła świat, stworzyła mit, w którym słońce dzieciństwa świeci mocno i radośnie, stworzyła wyspę, na którą nie trafi żaden „władca much”, bo, jak głosi tytuł jednego z rozdziałów książki, w „Bullerbyn jest zawsze wesoło”, bo opisała raj, w którym dzieci żyją, zostawiając myślenie dorosłym;
„leżałam bardzo długo i słuchałam jak szumi w lesie. Szumiało tylko trochę. Małe fale nadpływały i uderzały o brzeg cichutko, cichutko. Było tak jakoś dziwnie, że w pewnej chwili nie wiedziałam, czy mi jest smutno, czy wesoło. Leżałam i myślałam, czy mi jest smutno, czy wesoło, ale nie mogłam nic wymyślić”.

Astrid Lindgren już nie żyje, ale Polacy, wskazując na jej „dzieci z Bullerbyn” jako na „książkę, która nas wychowała” symbolicznie dziękują jej za to słońce, za tę wyspę, za ten raj, za ten mit dzieciństwa, za tę euforyczną chwilę, w której jeszcze nie ma myślenia, a jest, jedynie, radosne zachłystywanie się życiem.

Copyright by Arsenał 2022

code by Software house Cogitech