28 I 2002 zmarła Astrid Lindgren
„Dzieci z Bullerbyn” zostały, w ogłoszonym przez Instytut Książki plebiscycie, najpopularniejszą książką Polaków. Książką, która nas „wychowała”.
Cóż takiego jest w tej napisanej dla dzieci w 1947 roku książce, że zjednała sobie tyle pokoleń czytelników na całym świecie?. Dziecięce przygody w małej, składającej się z kilku osad, wiosce na północy Europy - przecież to mógł opisać każdy i wszędzie, ale, wiemy to na pewno, nie każdemu i nie wszędzie udało by i uda się napisać historię o szczęśliwym dzieciństwie w taki sposób jak to udało się to Astrid Lindgren. Zresztą udało jej się to nie tylko w tej książce, ale i w słynnej "Pippi Pończoszance", w "Lotta z ulicy awanturników", "Madice z Czerwcowego Wzgórza", i nawet w "Braciach Lwie Serce", choć temat tej opowieści, wydawało by sie na pierwszy rzut oka, nie o szczęśliwym dzieciństwie mówi.
Dzieciństwo w „Dzieciach z Bullerbyn” Astrid Lindgren, opisała tak, że wyszedł z tego magiczny złoty wiek każdego ludzkiego istnienia, wiek, w którym, czas stoi w miejscu, śmierć jest łagodnym zaśnięciem gdzieś na odległym horyzoncie myśli i uczuć, śpi się w stogu siana, wierzy się w ukryty na małej wyspie skarb, udaje się w nocy wodnika, do szkoły maszeruje się kilka kilometrów i wraca się ze szkoły, pokazując język, w jedynym sklepie w okolicy robi się zakupy, czekając, aż się zostanie obdarowanym ślazowym cukierkiem, łowi się raki i zasypia się w lesie, słuchając dziwnego i tajemniczego szumu drzew, zaśmiewa się do rozpuku z widoku jeżdżących na sankach tatusiów, sprzedaje się przy rzadko uczęszczanej drodze wiśnie, skacze się z wysokiego stogu siana, aż ziemia dudni, żartuje się z nauczycieli i śmieje się wraz z nimi z udanego żartu, słucha się dziadkowych wspomnień z odległej epoki, żyje się życiem bez marzeń o życiu, życiem szczęśliwym, pełnym, prostym i pięknym, jak szczęśliwe, i proste, i piękne potrafi być dziecięce życie.
Może jest tak, że warunki współczesnego życia oddaliły ludzi od możliwości przebywania w takim śnie, oddalają z każda kolejną dekadą coraz mocniej, i ten sen, który nadal można przeżywać dzięki książce Astrid Lindgren staje się jeszcze żywszy, bo nasycony nie tylko wspomnieniem własnego dzieciństwa, ale i niemożliwym do spełnienia pragnieniem uczestniczenia w takim dzieciństwie.
Czują to chyba świetnie dzieci, najlepiej czują to zachwycone lekturą książki dzieci, którym żadna kolonia, obóz i wczasy na kolorowej, czy koralowej wyspie i pobyty w bajeczny Disneylandzie nie zastąpią takiego zwykłego, sielskiego, szczęśliwego Bullerbyn.
Dzieciom podoba się Bullerbyn, dzieci lubią chronić się przed światem w Bullerbyn, choć nie ma tu żadnej magii, owszem, w świecie bohaterów innej książki Astrid, Pippi Pończoszarki, nie działają prawa grawitacji i Pippi może unosić się na rowerze w powietrzu, podnosić konia i lekceważyć na oczach zdumionych przyjaciół przypisane śmiertelnikom ograniczenia, ale tu w Bullerbyn, wszystko jest jak najbardziej zwykłe, normalne; słońce wschodzi i zachodzi bez żadnych magicznych formuł, wioską jest najzwyklejszą w świecie wioską, a jedyną rzeczą, która odróżnia ją od innych wiosek, jest to, że położona jest bardzo wysoko, tak wysoko, że, jak mówił jeden z bohaterów książki, kilkunastoletni Lasse, „gdyby leżało trochę wyżej, to można by strącać gwiazdy zwykłymi grabiami„.
Proste, szczęśliwe dziecięce życie potrafi wprawić w euforię. Astrid Lindgren ofiarowała dzieciom skondensowaną dawkę radości, stworzyła świat, stworzyła mit, w którym słońce dzieciństwa świeci mocno i radośnie, stworzyła wyspę, na którą nie trafi żaden „władca much”, bo, jak głosi tytuł jednego z rozdziałów książki, w „Bullerbyn jest zawsze wesoło”, bo opisała raj, w którym dzieci żyją, zostawiając myślenie dorosłym;
„leżałam bardzo długo i słuchałam jak szumi w lesie. Szumiało tylko trochę. Małe fale nadpływały i uderzały o brzeg cichutko, cichutko. Było tak jakoś dziwnie, że w pewnej chwili nie wiedziałam, czy mi jest smutno, czy wesoło. Leżałam i myślałam, czy mi jest smutno, czy wesoło, ale nie mogłam nic wymyślić”.
Astrid Lindgren już nie żyje, ale Polacy, wskazując na jej „Dzieci z Bullerbyn” jako na „książkę, która nas wychowała” symbolicznie dziękują jej za to słońce, za tę wyspę, za ten raj, za ten mit dzieciństwa, za tę euforyczną chwilę, w której jeszcze nie ma myślenia, a jest, jedynie, radosne zachłystywanie się życiem.
Konto klienta
Pomoc
Firma
Copyright by Arsenał 2022
code by Software house Cogitech