Halina Bader poczuła, że jej stopa utknęła w zagłębieniu drewnianego stopnia, i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wszystko jest tak jak dawniej. Zatrzymała się i wzięła głęboki oddech, chłonąc znajomy i niemal całkowicie już zapomniany zapach ciemnej klatki schodowej – zapach starych, chłodnych, wilgotnych ścian oraz woń niezliczonych posiłków, wypełniającą zacienione kąty.
Jej rodzice musieli czuć to samo, gdyż także przystanęli. Amelia Bader oparła się ciężko o chybotliwą poręcz, podczas gdy Samuel sięgnął do wewnętrznej kieszeni po papierosa. Dozorca odstawił bagaże, które niósł za nimi na górę, i szybko podsunął mu zapałkę. Chwiejny płomyk oświetlił twarz Samuela, bladą i nieco postarzałą. Ale to Amelia powiedziała z westchnieniem ulgi:
– Nic się tu nigdy nie zmienia.
– Upiekło się nam w Krakowie, ani jednej bomby, dzięki ci, Jezu – powiedział dozorca. Żegnając się pobożnie, rzucił im krótkie spojrzenie. – Ciężkie mieli państwo te ostatnie cztery miesiące, co?
Nikt nie odpowiedział, Amelia tylko skinęła głową. Halina szybko cofnęła się pamięcią do ich sierpniowego wyjazdu. Miał on miejsce tydzień przed wybuchem wojny, ale można było odnieść wrażenie, że od tamtego dnia upłynęło znacznie więcej czasu.
Opinie kupujących