Libby Day jest sępem, żyjącym dzięki temu, co uda się jej wyszarpać z umarłych. Niemal dosłownie - dwadzieścia lat wcześniej jako sześcioletnie dziecko ocalała z masakry, w której zginęła jej matka i dwie siostry. Winnym zbrodni został uznany brat Libby, Ben, który odsiaduje obecnie karę dożywotniego więzienia. Libby swoimi zeznaniami ongiś walnie przyczyniła się do skazania brata i nigdy nie wątpiła w jego winę, zostaje jednak zmuszona do zrewidowania swych poglądów, kiedy kończą się jej pieniądze, a na horyzoncie pojawia się niejaki Lyle, przedstawiciel stowarzyszenia miłośników zbrodni, dziwacznej mieszaniny detektywów amatorów i wielbicieli makabry, którzy nie wierzą w winę Bena i gotowi są jej zapłacić, jeśli ponownie zajmie się rozpatrzeniem tej sprawy. Chcąc nie chcąc, a właściwie bardzo nie chcąc, Libby wszczyna prywatne śledztwo, które zaprowadzi ją do...
Książka Flynn Gillian pisana jest według starej dobrej kryminalnej reguły - zaczyna od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie aż do finału, który nie dorównuje może Cobenowi, ale jest przemyślany, inteligentny i naprawdę bardzo dobry. Rozdziały pisane z perspektywy Libby przeplatane są retrospekcjami, w których narracją dzielą się Ben i Patty, matka obojga, dzięki czemu czytelnik uzyskuje niezbędną mu o przeszłości wiedzę, którą posiada Libby (co znacznie ułatwia zrozumienie jej postępowania i pozwala uniknąć niszczących napięcie monologów wewnętrznych bohaterki). Konstrukcja akcji jest zdecydowanym plusem książki, przy czym Flynn należy się duża pochwała za grę z czytelnikiem - niczym stara dobra Agatha Christie podrzuca mu tropy, pozwalając wysnuwać wnioski i bawić się w detektywa. Sposób ukazywania postaci to osobna kwestia - w pierwszej chwili czytelnik może czuć się zdezorientowany brakiem postaci pozytywnej, z którą mógłby się łatwo utożsamiać, jednak wspomniane już retrospekcje dają możliwość lepszego poznania bohaterów, ich motywacji, działania i sposobu myślenia. Ludzie w książce Flynn są wielowymiarowi, brakuje im tak częstego w amerykańskich produkcjach lukru, bywają odpychający, mogą nawet budzić odrazę - Libby na przykład jest kleptomanką, bez żenady planuje sprzedaż pamiątek po zamordowanych członkach rodziny, kolejne rocznice zbrodni pamięta głównie dlatego, że wtedy piszą o niej w gazetach i ludzie wpłacają pieniądze na specjalny fundusz, założony dla niej, gdy była dzieckiem, itd... Niemniej ten brud często okazuje się powierzchowny i nawet jeśli nie skrywa złotych serc i tęczowych duszyczek, to bohaterów Flynn stać na ludzkie odruchy i ujawnienie skrywanych pokładów człowieczeństwa, zakopanych niekiedy głęboko pod grubą skorupą blizn, odniesionych w codziennej walce o byt. Na uwagę zasługuje także nakreślony przez autorkę brutalnie relistyczny portret Ameryki, kraju, który w oczach świata pozostaje symbolem dobrobytu, będąc jednocześnie krainą klęsk. Flynn nie ma litości, jeśli chodzi o rozprawę z kolejnymi mitami z kategorii "american dream", od "we're happy family" po posągowy i nieomylny wymiar sprawiedliwości. Roztrzaskuje je jeden po drugim, pokazując, jak sukces błyskawicznie obraca się w przegraną, a nadzieje świetlanej przeszłości rozbijają z hukiem o rzeczywistość i lądują w tanich barach ze striptizem.
"Mroczny zakątek" to dobra książka. Mocna, momentami odpychająca i bolesna, ale naprawdę dobra. Wydawca reklamuje ją szumnie, zapowiadając, że "pozostawi wam nerwy w strzępach", tymczasem pozostawia ona raczej gorzki posmak żółci, prowokując do przemyśleń na temat człowieczeństwa, a także ogólnie kwestii i sposobu pojmowania dobra i zła. Zmusza do odwiedzenia tytułowych mrocznych zakątków (ang. "Dark places", nie wiadomo dlaczego przetłumaczone w liczbie pojedynczej) i nie pozwala zapomnieć, że najwięcej można ich znaleźć w ludzkiej duszy.
Opinie kupujących