Niezwykła konstrukcja książki przyciąga uwagę czytelnika, bo… zaskakuje. Wydarzenia opisane są z punktu widzenia restauratora, bardzo uważnego obserwatora otaczającej go rzeczywistości. Najpierw wydaje się, że są to wspomnienia z niemal schyłkowych lat PRL-u. I nagle – zaskoczenie: narracja Witolda Dębczyńskiego nabiera tempa, staje się kryminałem. Akcję Witold Dębczyński w drugiej części swojej „Tajemnicy Sołacza” przenosi trzydzieści lat do przodu. Jest rok 2013, nie ma już milicji, jest policja. Narracja nabiera tempa. Tym razem główny bohater książki nie jest już pracownikiem gastronomii (jak to się w latach 80. XX w. nazywało), a kierownikiem działu w urzędzie skarbowym. W prowadzonej w przyzwoitym tempie akcji „Tajemnicy Sołacza” następuje wyjaśnienie zagadki, nieco zaskakujące, a rozegrane w stylu Macieja Słomczyńskiego, który również w czasach PRL-u pod pseudonimem Joe Alex pisał powieści detektywistyczne. Reasumując: lekkie pióro autora, zgrabna fabuła, niezłe dialogi, kilka poznańskich (no nie powiem, że bamberskich) smaczków… – i to się czyta. (jes) Redaktor „SOWA-druk” „Tajemnica Sołacza” to niezwykle przyjemny debiut literacki autora. Z jednej strony powieść osadzona jest w realiach minionych lat i systemu politycznego, które w umiejętny sposób przybliża, z drugiej sięga do osobistych doświadczeń głównego bohatera na tle relacji rodzinnych i z bliskimi znajomymi oraz współpracownikami. Od chwili ujawnienia zbrodni trzyma w napięciu, aż do rozwiązania tytułowej zagadki. W przystępny sposób przedstawia Czytelnikowi nie tylko pracę operacyjną Milicji, ale także organów kontroli skarbowej, co dodatkowo wciąga Czytelnika w wir intrygi. Powieść jest spójna, skondensowana, w żaden sposób jej lektura się nie dłuży. Pozycja umiejętnie przeplata opowieść o życiu Wiktora z arcyciekawymi okolicznościami kryminalnymi. Z każdym rozdziałem Czytelnik ma bardziej rozbudzoną potrzebę rozwiązania zagadki. Mecenas Andrzej Kuchlewski
Opinie kupujących