O powieści Ciećkiewicza można napisać całkiem przyzwoitą pracę magisterską, jeśli nie doktorską, a ramy tego wstępu są zawężone. Dość wspomnieć, że w Nocnym maratonie tańca obcujemy z nadmiernie inteligentnym i nadwrażliwym chłopcem, który do końca nie wyzbył się złudzeń, że życie ma sens i wiedzie ku czemuś bardzo głębokiemu. Do cierpienia i choroby, która zamienia się w zbawienie, do erotyki, która przypomina mszę, do nabożnej procesji, która przypomina karnawałowy pochód odrzuconych pijaczków, wariatów i wszelkiego marginesu społecznego, do pustelnika, który nad najgłębsze, mistyczne doznanie Boga przedkłada prosty smak kiszonego ogórka. Proste? Aż chciałoby się śmiać, bo z tego śmiechu jednocześnie wyziera płacz, z płaczu radość, ze śmierci rozkwitanie, a z rozkwitania taniec.
Jestem autorowi niezmiernie wdzięczny za to, że do tego tańca zaprosił mnie – mam nadzieję, że czytelnicy również będą mu wdzięczni i pośmieją się, i popłaczą wraz z autorem, by na koniec, na szpitalnym łóżku, wychylić z nim „kieliszek dereniówki”.
Opinie kupujących