Smartfonizacja kultury

Co roku upada w Polsce kilkadziesiąt księgarń. Niebawem znalezienie księgarni w centrum jakiegoś miasta będzie graniczyło z cudem. Książkę łatwiej znaleźć w Internecie, przecież i tak nie podnosimy głów znad... smartfona.

Samochodem jedziemy z twarzą w smartfonie, na chodniku jest tak samo. To prawda, nie trzeba podnosić spojrzenia znad swojego wypasionego, wszystkomającego smarta, by zorientować się, gdzie się właściwie jest. Wystarcza odpowiedni program do nawigacji. Można wprawdzie wpaść na innego przechodnia, ale ten – jak ma swojego smartfona – to nawet tego nie zauważy, a jak nie ma – to jego problem, nie?

Upada coraz więcej księgarń. Przyczyn jest wiele. Nie tylko darmowe podręczniki do szkół i spadek czytelnictwa. Także – czytelnictwo w Internecie – serfowanie, smartowanie… Na szybko, byle jak, byle zaznaczyć swoje ego, zalajkować, pohejtować…

E-booka można promocyjnie ściągnąć, albo spiracić.

Szacowny warszawski Instytut Badań nad Czytelnictwem alarmuje! Ale może powinien zmienić nazwę na Instytut Badań nad Serfowaniem? (bo chyba nie: Instytut Surfingu?). I zacząć liczyć, ile Polacy dziennie: bankują, „polubiają", blogują, czatują, szopingują… Nie da się tego robić bez przesuwania palcem i wzrokiem po tafli smartwyświetlacza. Czytamy więc dziś palcem i okiem. Może niebawem tylko palcem, jak nam oczy nie wytrzymają, a kolejki do okulistów będą w realu zbyt długie, zaś wirtualna przychodnia w naszym smartfonie ogłosi akurat offline.

czytaj dalej

źródło: http://interia360.pl